środa, 5 grudnia 2012

lolo




Szczęście. Myślał, że nigdy nie zrozumie tego słowa, że nigdy nie pojmie istoty tej namiastki życia. Tak, namiastki. Bo niby, czego uczy życie składające się z samej radości? Niczego. Poza tym nie da się być wiecznie szczęśliwym, człowiek jest neutralny, a radość to tylko chwilowe uniesienie, po czym wraca się do punktu wyjścia. Co innego z cierpieniem. Tu pozostaje rana nie do zakrycia, na zawsze i nic tego nie zmieni, choć bardzo by się chciało. Ale dlaczego nieszczęście uczepiło się jego? Mógłby snuć aluzje na ten temat, ale wtedy nie pozostałoby czasu na życie, które w końcu kiedyś wyjaśni mu to wszystko… Oby.

***

W gabinecie Severusa Snape’a zawsze było zimno, a kamienne ściany oraz podłogi w lochach, na jego nieszczęście, nie wytwarzały ciepła. Pomimo tego bardzo lubił to miejsce. Było na swój sposób przytulne, a dla niego miejsce, w którym mógł odpocząć od codziennego, szarego życia.

Teraz, owinięty w kilka płaszczy, starał się sprawdzać wypracowania na temat użycia zaklęć niewerbalnych. Ku własnemu zdziwieniu, dziś miał dobry humor, przez co czuł się całkiem nieźle, a dokładając do tego wszystkie złe oceny, które wystawił z owego wypracowania, był teraz szczęśliwszy niż kiedykolwiek.

Usadowił się wygodnie na krześle i mógłby czekać na to, co los mu przyniesie. Pomyślał, że nic, ani nikt nie zepsuje mu humoru, nawet, jeśli miałaby to być największa apokalipsa świata. Trzeba zacząć cieszyć się szczęściem, bo inaczej przemknie szybciej niż się możemy tego spodziewać.

Jednak było coś, co zakłócało jego spokój. Mroczny Znak na lewym ramieniu mocno dawał o sobie znać. Severus podwinął rękaw i wpatrywał się w pulsujący i ciemniejący coraz bardziej znak Lorda Voldemorta. Czarny Pan wzywał wszystkich śmierciożerców do siebie. Severus wiedział, że jego dobry dzień już się skończył. Najwyraźniej nie było mu dane rozkoszować się chwilami, w których nie ma ochoty skończyć na tamtym świecie.

Nagle rozległo się pohukiwanie sowy. Severus natychmiast opuścił rękaw płaszcza i rozejrzał się dokładnie w poszukiwaniu intruza, ale okazało się, że autor odgłosów siedział tuż za nim. Sowa była śnieżnobiała, a jej pióra niemal raziły go swoją nieskazitelną bielą. Niebieskie jak morze oczy wpatrywały się w niego ze zdziwieniem. Do jej nóżki przywiązany był kawałek papieru, którego Severus wolał nie otwierać, w obawie przed tym, co tam znajdzie. Postanowił jednak, że zaryzykuje, w końcu jego szczęście i tak nie trwałoby dłużej.

Drogi Severusie!

Byłbym wdzięczny, gdybyś mógł przyjść na chwile do mojego gabinetu. Uwierz, chodzi o ważną sprawę, bo, po co miałbym zawracać Ci głowę błahostką?

Albus Dumbledore

PS. Lubię kwachy.

Severus wpatrywał się w świstek z wyjątkowo głupim wyrazem twarzy. Był zaskoczony, a jednocześnie trochę podenerwowany. Jedyna rzecz, która w tej chwili przeleciała mu przez głowę to „Dumbledore znów coś kombinuje.” Po chwili jednak odrzucił od siebie tę opcję, bo miał dość głupich pomysłów dyrektora, które później musiał wypełniać. Poza tym dyrektor nigdy nie był z nim do końca szczery, zawsze kombinował, jakby miał coś na sumieniu.

Mimo że był zdenerwowany, to postanowił, że tym razem dowie się, o co chodzi Dumbledorowi, choćby Czarny Pan miał czekać na niego wieku.

***

Severus zapukał znacząco w drzwi. Nie czekając na zwykłe, spokojne „Proszę, wparował do gabinetu dyrektora, niczym rozszalałe zwierzę na arenę.

Dumbledore siedział na krześle i z pełnym spokojem obserwował wyczyny swojego powiernika. Snape spojrzał na niego dokładnie, dopiero teraz zauważył, że dyrektor prawie wcale nie zmienił się odkąd Severus był uczniem Hogwartu. Te same, siwe włosy, okulary-połówki, zza których wesoło połyskiwały niebieskie oczy. To samo spojrzenie, które zdawało się przeszywać go na wylot… Tak, dyrektor wcale się nie zmienił.

- Witaj, Severusie – powiedział pogodnie Dumbledore. – A więc moja sowa doszła?

- Tak, jak widać – odrzekł Snape oschłym tonem. – No, więc? O co chodzi?

- Usiądź, proszę. Jako ludzie dorośli i inteligentni powinniśmy zachować zasady kultury osobistej – uśmiechnął się dyrektor.

- Nie – przerwał Severus, stanowczo odrzucając fakt, że Dumbledore miałby uczyć go zasad kultury osobistej. - Nie sądzisz, że skoro to taka ważna sprawa, to warto by było załatwić ją w miarę szybko?

- Jesteś zdenerwowany. Mogę wiedzieć, dlaczego?

- To nic szczególnego. No, więc? Czekam na wyjaśnienia – powiedział szybko. Chciał jak najszybciej dowiedzieć się, o co chodzi.

- Widzę, że zanosi się na dłuższą rozmowę. To może jednak usiądziesz? – Dumbledore zaczął go denerwować. Dla świętego spokoju usiadł i spojrzał na dyrektora znacząco. – Tak lepiej, prawda? No dobrze. Chciałbym cię poprosić, abyś zwolnił Harry’ ego ze szlabanu, który mu dałeś.

- Co? – zapytał Severus, myśląc, że się przesłyszał.

- To, co usłyszałeś. Chciałbym abyś zwolnił Harry’ego. Twój szlaban może odrobić w następną sobotę. Mam do niego bardzo ważną sprawę, którą chciałbym omówić zanim będzie za późno.

- Jaka sprawa? – Severus nie dawał za wygraną.

- Ach… Severusie, na początku roku, zdaje się, mówiłem ci o konieczności wtajemniczenia Harry’ego w nasze palny, póki będzie za późno. Musisz zrozumieć, że to nie dziecko, którym możesz pomiatać – powiedział Dumbledore, poprawiając okulary.

- Jakie „nasze” plany? Wątpię, abym miał jakiś udział w twoich zamierzeniach, Albusie – wychrypiał Snape. – Nie jest dzieckiem? Ja odniosłem zupełnie inne wrażenie, z każdym dniem staje się coraz gorszy. Przecież nie dałem mu szlabanu za nic!

- Wiedziałem, że doczepisz się tego zdania. No dobrze, moich planów. Chciałem tylko zwrócić uwagę na twoją pomoc, której nieświadomie mi udzielasz…

- Mącisz Dumbledore, masz mnie za myślącego inaczej? Co to za plan? – przerwał mu Severus, czując, że jego klatka piersiowa zaraz eksploduje.

- Pozwól, że zanim udzielę odpowiedź na to pytanie dokończę moją wypowiedź. Dobrze wiesz, że Harry Potter jest Wybrańcem. Przecież ostatnio tyle się o tym mówi – Severus prychnął z pogardą. – W proroku Codziennym niemalże w każdym wydaniu pojawia się jakaś nowa plotka. Obawiam się, że w każdej jest ziarenko prawdy. On na razie o tym nie wiem, trzeba go uświadomić…

- Co da uświadamianie, skoro on już wie? Na pewno wie, obnosi się tym tytułem jak paw. Ma się za lepszego od innych…

- Severusie, dostrzegasz tylko to, co chcesz. Czy nie widzisz, że mu wclae na tym nie zależy?

- Nie. Jest wprost przeciwnie – warknął Snape. – A co z moim pytaniem?

- Uspokój się, Severusie. Przecież wiesz, że nie chcę mieć w tobie wroga. Byłoby to niebezpieczne zarówno dla ciebie, jak i dla mnie. – Dyrektor uśmiechnął się pobłażliwie, a Snape poczuł dziką chęć rzucenia w niego jakimś przedmiotem. W ostatniej chwili zrezygnował z chwycenia pobliskiego posągu.

- Jestem spokojny – wysyczał Severus. – A teraz mów. O jaki plan chodzi?

- Jest za wcześnie na taką rozmowę. Nie mogę ci mówić wszystkiego. O ile pamiętam to ty wykonujesz moje rozkazy, a nie ja twoje. – Dumbledore spojrzał na niego zza okularów-połówek.

- Pamiętam, ale muszę wiedzieć, co chcesz zrobić, skoro muszę wykonywać twoje rozkazy, jak to pięknie ująłeś – wychrypiał. – Zaufaj mi choć raz.

- Severusie, ufam ci bardziej niż komukolwiek na świecie, ale nie muszę ci się zwierzać ze wszystkiego. Pozwól mi na trochę swobody. Zobaczysz, przyjdzie czas, kiedy powiem ci, co i jak.

Już teraz Severus wiedział, że ta rozmowa nie ma najmniejszego sensu. Mógł jedynie zaciskać zęby i czekać. Nagle złapał się za lewe ramię, które mocno go zapiekło.

- Idź. On cię wzywa – powiedział Dumbledore z uśmiechem, a Snape ze zdziwioną miną opuścił jego gabinet, aby ukryć zażenowanie, które go dotknęło.

***

Deportował się w jakimś odludnym miejscu. Nie miał pojęcia gdzie jest, która to pora roku i dnia. Był kompletnie oszołomiony, być może to po zażartej rozmowie z Albusem Dumbledore’m, której jednak nie wygrał, dyrektor okazał się uparty, może nawet bardziej od niego. Czuł się źle, bardzo źle. Prześladowało go jakieś nieszczęście, a do tego Mroczny znak palił coraz bardziej. Lord Voldemort musiał być już bardzo zdenerwowany, skoro nawet zwykły wiatr, który mocno dął w korony drzew zdawał się taki… przerażający?

Dopiero teraz dokładnie rozejrzał się po okolicy. Był na skraju jakiegoś lasu, w miejscu dalekim od wygodnego i przytulnego Hogwartu. Tutaj trawa, cała wypłowiała, gdy się na nią stanęło wydawała odgłos łamiących się gałązek. Nie było słychać żadnych ptaków ani innych zwierząt leśnych, tylko wiatr, który powiewał, niósł głos ludzi. Zapach śmierci, jaki unosił się w powietrzu napawał go niepokojem, a drzewa, które widział jakby za woalem, przedstawiły powody, dla których, właśnie to miejsce wybrał Czarny Pan na spotkanie ze swoimi sługami.

Ruszył wzdłuż ścieżki, prowadzącej do lasu. Po krótkim marszu zauważył sylwetki ludzi, które kręciły się po idealnym kole. Podszedł bliżej i dostrzegł tam wiele znajomych twarzy.

- Ach, jesteś Severusie – powiedział ktoś, kto stał w cieniu. – Martwiliśmy się o ciebie. Już się bałem, że nie przyjdziesz.

Ballatriks Lestrange zaśmiała się szyderczo, a Lord Voldemort ukazał się w pełnej okazałości. Blada jak kość twarz promieniała w świetle księżyca, a czerwone oczy świeciły niczym rozżarzone węgle. Długa, czarna szata powiewała na wietrze, u jego stóp leżał trup jakiegoś mężczyzny. Severus pomyślał, że słusznie czuł w powietrzu zapach śmierci.

- Dlaczego kazałeś mi zwlekać? Czekamy już długo… - zaczął Voldemort.

- Musiałem zbyć Dumbledore’ a. Czegoś się domyślał, wiedział, że pali mnie Znak – powiedział oschle Severus. Nie chciał, aby wydało się, że to Dumbledore go tu wysłał.

- Tak? Niby skąd miał wiedzieć? – wysyczał Czarny Pan.

- Nie mam pojęcia. Jednak udało mi się go pozbyć, a więc jestem.

- Tak, cieszymy się – powiedział Voldemort nie spuszczając z niego wzroku. Nagle momentalnie się odwrócił i pokazał na ciało zmarłego mężczyzny. – No, moi drodzy. Żarty się skończyły, czas, aby wreszcie powrócić i to w pełni władzy!

Śmierciożercy wydali okrzyk, a Voldemort uciszył ich jednym skinięciem różdżki.

- Poznajecie może tego uroczego młodzieńca? – zapytał, po czym zaklęciem postawił trupa na nogi. – To Victor Dalton*, szef Biura Aurorów.

Severus przyjrzał się dokładniej twarzy nieboszczyka i rzeczywiście ujrzał w nich rysy uprzedniego szefa Aurorów. Był jedynie ciekawy, po co Voldemortowi potrzebny Victor Dalton. Przecież gdyby chciał wydobyć informacje, to nie zabiłby go.

- Z początku chciałem wydusić z niego informacje na temat tajnej broni urzędników, ale stawiał się… A szkoda. Na daną chwilę wiem, że mieli wysłać do nas szpiega, który następnie przekazałby im nasze namiary, a oni złapaliby nas przy następnym spotkaniu. Na szczęście pan Dawlish szybko temu zapobiegł, rozwalił im całe przedsięwzięcie. – Voldemort wybuchł szaleńczym śmiechem, a śmierciożercy mu zawtórowali.

Severus poczuł ochotę rzucić się w przepaść. Czy wszystko zepsuł Dawlish? No to po nas.

- Severusie? Czyżbyś martwił się z tego powodu? – zapytała głośno Bellatriks.

- Oczywiście, że nie. Mam za to ochotę płakać, bo nigdy nie widziałem takiego niedorozwoju. – Wszyscy wybuchli śmiechem.

- Masz rację Severusie – powiedział Lord Voldemort. – Chociaż gdyby się tu zjawili szybko dalibyśmy sobie z nimi radę. Trupów nigdy za wiele.

Śmierciożercy uśmiechnęli się z żądzą śmierci w oczach, a Czarny Pan znów przemówił:

- Dobrze, chciałbym wiedzieć, jak idą moje plany w związku z Albusem Dumbledorem. – Nagle zapanowała cisza. Z szeregu wystąpiła Narcyza Malfoy.

- Świetnie. Draconowi idzie całkiem nieźle, myślę, że niedługo skończy, a plan mojego pana się ziści.

- To świetnie – powiedział Voldemort z dziwnym barakiem entuzjazmu.

Severus wiedział, że Czarny Pan domyśla się, że Draco nie da rady, a ta cała szopka, którą odgrywa w tej chwili Narcyza to jedno wielkie kłamstwo. W końcu wszyscy się o tym przekonają. On dobrze o trym wie. Severusowi było jedynie szkoda Dracona, chłopak odrzucił pomoc, którą mu oferował i którą, niestety, tak bardzo teraz potrzebuje.